Nie chodzi o pieniądze. Nie chodzi o pomysł. Nie chodzi nawet o zespół. Najważniejszy zasób, który decyduje o tym, czy Twój startup przetrwa, to nie coś, co możesz pokazać inwestorowi. To coś, co pokazujesz tylko sobie. To zdolność domykania tematów.
W świecie startupów wszyscy mówią o wizji, innowacji, skalowaniu. Ale nikt nie mówi o tym, co dzieje się między spotkaniem a wdrożeniem. Między ustaleniem a realizacją. Między „zróbmy to” a „jest zrobione”. A to właśnie tam startupy najczęściej umierają.
Wszyscy potrafią zaczynać. Prawie nikt nie potrafi kończyć
Zaczynanie jest ekscytujące:
- burza mózgów,
- moodboard,
- nowe logo,
- pitch deck,
- sesja zdjęciowa z zespołem.
Ale kończenie to inna gra:
- napisanie i wysłanie faktury,
- doprowadzenie kampanii do końca mimo braku kliknięć,
- domknięcie testu, mimo że wyniki są nijakie,
- zrobienie tego, co się obiecało – nawet gdy się już nie chce.
Startupy nie umierają w fazie inspiracji. Umierają w fazie wykonania.
Niedomknięte tematy to wirus operacyjny startupu
W startupach pełno jest niedomkniętych „pętli”. To zadania, które „są w toku” od 3 miesięcy. Funkcje, które miały być wdrożone w zeszłym kwartale. Współprace, które „na pewno się wydarzą”. Umowy, które „są prawie gotowe”.
Każda taka otwarta pętla:
- drenuje uwagę,
- buduje napięcie w zespole,
- tworzy chaos operacyjny,
- podważa zaufanie między ludźmi.
Niedomknięte rzeczy nie znikają. One się piętrzą — i w końcu zakopują wszystko, co miało być nowe i świeże.
Founder, który nie kończy, nie zbuduje firmy. Nawet genialnej.
Zdolność domykania tematów to:
- wysłanie maila, który odkładałeś od tygodnia,
- dopchnięcie onboardingu do ostatniego guzika,
- zamknięcie wątpliwości i podjęcie decyzji, nawet jeśli nie masz wszystkich danych,
- zrobienie planu i… zrealizowanie go punkt po punkcie, nie tylko pokazanie na slajdzie.
Wielu ludzi ma pomysły. Wielu ma dostęp do środków. Ale prawdziwy founder to ten, kto wie, że największa wartość jest na etapie egzekucji.
To nie talent. To mięsień
Zdolność domykania to nie cecha wrodzona. To mięsień, który trzeba wytrenować:
- najpierw w małych rzeczach (odpisać na maila, zamknąć sprint),
- potem w większych (zatrudnić kogoś, oddać coś publicznie),
- aż w końcu staje się Twoim stylem działania: „jak zaczynam, to kończę”.
Taki founder buduje firmę, której można ufać. A inwestorzy, klienci, współpracownicy nie szukają geniuszy. Szukają ludzi, którzy dowożą.
Podsumowanie: Startup to nie zbiór pomysłów. To kolekcja domkniętych tematów
Nie zakładaj startupu, jeśli nie masz w sobie zdolności kończenia. Jeśli porzucasz projekty, kiedy robi się trudno. Jeśli boisz się kliknąć „publikuj”, dopóki coś nie będzie perfekcyjne. Startup nie jest miejscem dla ideowców, którzy żyją wiecznym R&D.
To miejsce dla ludzi, którzy działają — nawet w niepewności. Którzy kończą — nawet bez gwarancji sukcesu. I którzy wiedzą, że pierwsze 80% to dopiero początek. Bo liczy się ostatnie 20.
Bo nie wygrywa ten, kto wymyślił więcej.
Tylko ten, kto domknął to, co zaczął.